Rozpalanie

8 maja stał się na zawsze pewnym i niezmiennym kierunkiem odniesienia.

SONY DSCAle nie 8 maja 2013 roku, ciut wcześniej bo 2011 roku. Choć tak na prawdę ta historia w faktach zaczęła się jeszcze wcześniej, kiedy 8 czerwca 2002 jechałem „na drugi koniec mapy” Polski wioząc  stertę dokumentów i prosząc o przyjęcie do Zgromadzenia Słowa Bożego, bo taka jest oficjalna nazwa werbistów. I po tych niecałych 9 latach w słoneczną niedzielę mając za sobą cały bagaż doświadczeń, zmagania się z wieloma rzeczywistościami, tudzież z samym sobą, będąc już złączony z owym Zgromadzeniem na zawsze, przez śluby wieczyste złożone 9 miesięcy wcześniej, 8 września 2010 roku, przyjąłem święcenia kapłańskie. Dużo dat prawda?(I długie zdanie złożone) Można się pogubić ;) Czasem niektórzy moi bliscy znajomi zwracali mi uwagę na moje określanie dokładnie „do linijki”  czasu. Pewnych cech nie łatwo się człowiek pozbywa ;)

No więc w medialnie przyswajalnym skrócie: 2 lata temu bo długich przygotowaniach „zostałem księdzem”. Na mojej duszy odcisnął się szczególny znak przynależności do Chrystusa, którego już nic nigdy nie wymaże – zostanie na wieczność. To sprawiło, że Pan Jezus może się mną posługiwać i w szczególnych momentach to nie ja ale On dokonuje wielkich rzeczy: sprawuje wszystkie sakramenty a czasem i posługuje się tym co mówię aby coś w sercu człowieka sprawić. Część rzeczy dokonuje się za Naszym wspólnym współudziałem a część to po prostu pozwalam aby On mnie używał.

2 lata to dużo czy mało? Nie wiem – każdy ma inną perspektywę. Dla mnie to dużo bo to jedyne 2 lata bycia prezbiterem jakie przeżyłem. Czy tak sobie je wyobrażałem? Nie wiem, bo nie snułem planów. Już składając śluby wieczyste a tym bardziej przyjmując święcenia wiedziałem, że moje posługiwanie będzie w Irlandii, kraju mojego przeznaczenia. Na pewno życie mnie przemieniło i sądzę, że to dobrze. Szczególnie miniony rok to dobre i mocne oranie rzeczywistością towarzyszenia ludziom w egzystencjalnych zmaganiach i egzystencjalnych momentach: od narodziny po śmierć. Chyba to było coś co stanowiło jeden z większych znaków niepewności: jak to jest być przy umierających jako kapłan, pozwalać być Jezusowi realnie obecnym przez moją posługę. Choć czasem wydaje mi się to takie zbyt proste, to pewnie kiedyś zostanie objawione co się tak naprawdę wtedy dokonywało pod ukryciem znaków. Stąd św.Jan Vianney powiedział, że dopiero w wieczności w całej pełni kapłan pojmie kim jest.

Wręczenie krzyża misyjnego na koniec ceremonii święceń.

Wręczenie krzyża misyjnego na koniec ceremonii święceń.

Widzę też, że Pan Bóg prowadzi i wciąż daje fakty, które składają się na kolejne etapy drogi, nie tylko drogi przeżywania kapłaństwa, ale i drogi przeżywania misji. Bo my w momencie święceń jesteśmy wysyłani z misją, jak niektórzy z księży czy osób konsekrowanych niekiedy po latach życia w Polsce. Więc i kapłaństwo i misja posłania trwa.

Oczywiście na pewno można wszystko było zrobić lepiej, uniknąć błędów, być mądrzejszym i pobożniejszym. Dziś znów trzeba sięgać do momentu od którego obie rzeczy czerpią początek wraz ze słowami św.Pawła do Tymoteusza ” przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk”.” 2 Tm 1,16. Trzeba też pozwalać Jezusowi, aby uczył wciąż rzeczy na które było się za mało dojrzałym duchowo aby pojąć.

Życie toczy się dalej, idą zmiany, nowe  miejsce i rodzaj posługi. Po 2 latach z bycia księdzem „parafialnym” przenoszę się na inną pozycję. A On już wie po co i dlaczego.

Skoro wspomniałem o rozpalaniu, to zakończę też rozpalającym utworem. Pochodzi z najnowszej płyty New Life M, premiera już niebawem. Ja miałem to szczęście, że od miesiące płyta już jeździ ze mną po Irlandii. Posłuchaj i Ty, dobry utwór i na rocznicę święceń i na każdy inny moment naszej miłosnej relacji z Jezusem:

(1051)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *