Kropka nad i…

bo miłość dopełnia bezsensy 

Dublin, 23.12. A.D.2007

Co do istoty to już jest po północy, ale ta myśl jest przypisana do przedostatniego dnia Adwentu. Nie będę pisał specjalnych myśli na Boże Narodzenie, już jesteśmy przesyceni życzeniami – i tak szczerze to chyba wielu trudno skupić się na ich treści. Więc napiszę jeszcze o Adwencie – stawiając ?kropkę nad i”.

Tak wyszło, że nigdy wcześniej tu (na stronie) nie napisałem, choć miałem taki zamiar. Jednak  wczoraj i dziś chodziła mi ta myśl po głowie… Choć to złe określenie – ktoś o sobie przypominał…

To Iza… O niej chcę napisać i w kontekście jej historii postawić ?kropkę nad i”.

Przez 3 lata mojego życia w Pieniężnie pracowałem wśród młodych z po-PGR-owej miejscowości pod Pieniężnem – Sawitach. Wiele by o tamtych doświadczeniach pisać – może tu się pojawią kiedyś, ale nie teraz czas na to. Tam właśnie spotkałem Izę: kilka razy przychodziła na spotkania, kilka razy rozmawialiśmy na nich. Pamiętam, że raz o miłości… To szczególnie mi zapadło w pamięć… Zapamiętałem ją także jako dziewczynę, która bardzo lubiła śpiewać… Iza wychowała się w ubogiej wsi – jej ojciec zmarł dobrych kilka lat przed nią. Sama też nie skończyła żadnej szkoły, mając 20 lat, wiek w którym zginęła, robiła jakieś wieczorowe liceum.


Tydzień przed świętami, wracając z chłopakiem z Elbląga, łapali stopa… Złapali nie tego co trzeba… Chłopak był ?pod wpływem” – rozpędzony rozbił się przed Fromborkiem, nie pamiętam czy tylko Iza zginęła w tym wypadku… Walczyła dwa dni w szpitalu, ale nie miała szans…

Jej pogrzeb był dokładnie rok temu dzień przed wigilią. Udaliśmy się tam z Krzychem, moim współbratem z którym pracowaliśmy wśród młodych, choć w tamtym czasie rok temu, już zostawiliśmy tę pracę młodszym współbraciom. Wszystko na tym pogrzebie było takie ?beznadziejne”…

Najbardziej pamiętam kaplicę przed Mszą pogrzebową – taki zimny, ciemny kościół i jakiś stary lekko niepełnosprawny i ubogi pan ciągnący pieśni tradycyjne – samotnie, bo nikt się nie przyłączył. Trochę załamanych młodych z Sawit, trochę starszych – mama przy trumnie…

Kiedy mieli już zakryć oblicze Izy zamykając trumnę, wielu podeszło, aby ostatni raz dotknąć Izy – pożegnać się… Nie czułem że powinienem. Wyszedłem tylko z końca kościoła w cichy róg, tak aby ostatni raz ujrzeć jej twarz. Zapamiętałem najbardziej z jej twarzy ciemno fioletowe powieki. Tak jakoś sobie pomyślałem: „Jakby w oczekiwaniu na Inną Rzeczywistość” Dokładnie tak jak Adwent i ten 2007 również…

Ktoś zapyta „po co taki ?peseymistyczny” opis tuż tuż przed Świętami?”. Otóż po to aby ?postawić kropę na i”. Jezus przychodzi ciągle do beznadziejnego świata, poplątanego i bez miłości. Do takiego też chciał przychodzić w życiu Izy…

Kiedy myślałem o historii Izy rok temu zadawałem sobie tylko jedno pytanie: Czy udało mi się w tych kilku spotkaniach choć trochę ukazać jej prawdę o Nim…? Ale na to nigdy tu nie znajdę odpowiedzi.

Jezu przychodź i rodź się w opuszczonych żłobach historii ludzkich serc…

Czekamy!

Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana,

królewskim diademem w dłoni twego Boga.

Nie będą więcej mówić o tobie „Porzucona”,

o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona”.

Raczej cię nazwą „Moje w niej upodobanie”,

a krainę twoją „Poślubiona.

Albowiem spodobałaś się Panu

i twoja kraina otrzyma męża.”

[Iz 62,3-4]

 

 

(497)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *