Jak grom z jasnego nieba – świadectwo

Powoli dobiega końca dzień życia konsekrowanego. Pierwszy raz od wstąpienia na tę drogę przeżyłem celebrację Mszy Świętej w ten dzień w mojej rodzinnej parafii skoro świt (a tak na prawdę to godzinę przed świtem :) ) gdyż resztę dnia byłem w drodze powrotnej do stolicy.

Czemu jednak to miało jakieś znaczenie, iż celebracja miała miejsce w mojej rodzinnej parafii?
Dlatego, że moje powołanie do Zgromadzenia Słowa Bożego (misjonarze werbiści) narodziło się właśnie w czasie Mszy Świętej w mojej rodzinnej parafii kilkanaście lat temu.Miało to miejsce 3 października 2001 roku.
To jest głębsza i dłuższa historia (której nie sposób tu przywołać), o której zaświadczyłem w dzień moich prymicji w rodzinnej parafii. Miało to miejsce 3 października 2001 roku.

 

Na koniec tych podziękowań chcę prosić o modlitwę. Ale nim o nią poproszę chcę tu złożyć pewne ważne świadectwo. W czynię to idąc za zachętą Psalmisty, który w Psalmie 40 modli się słowami: „Sprawiedliwości Twojej nie kryłem w głębi serca. Głosiłem Twoją wierność i pomoc. Nie taiłem Twej łaski ani Twej wierności przed wielkim zgromadzeniem.” Owym wielkim zgromadzeniem jesteście dziś Wy, którzy przyszliście tu świętować razem ze mną dar mojego kapłaństwa i posłannictwa misyjnego.
Wspomniałem przed chwilą o czci jaką odbiera w naszym kościele Maryja jako Matka Nieustającej Pomocy. Moi krewni i bliscy przyjaciele wiedzą, że gdy byłem półrocznym dzieckiem moje zdrowie a nawet życie było w wielkim niebezpieczeństwie i czekała mnie poważna i nie pewna co do skutków operacja. Moi bliscy poprosili wtedy o Mszę Świętą nowennową do Matki Nieustającej Pomocy, i mam głęboką świadomość i wewnętrzne przekonanie, że to za przyczyną Matki Bożej stało się tak a nie inaczej, że stoję tu dzisiaj w pełni zdrowia. Umacnia mnie w tym przekonaniu fakt, że po 19-stu latach służąc tu przy tym ołtarzu, podczas jednej z takich samych środowych Mszy Świętych wotywnych do Matki Bożej Nieustającej Pomocy otrzymałem od Boga światło, które mówiło abym wstąpił właśnie do Zgromadzenia zakonnego Misjonarzy Werbistów, które było mi wtedy kompletnie obce.
I oto dziś, po długich latach zakonnej formacji, stoi przed Wami ojciec Bartłomiej Parys, Misjonarz Werbista.

Nigdy sobie sam bym nie wybierał tego zakonu, miałem inne na oku :) ale Pan Bóg przyszedł „jak grom z jasnego nieba” – potem było tylko upewnienie się, że nie są to emocje a rzeczywista Boża interwencja. Czas i fakty pokazały że tak było.

Dlatego dziś kontemplując przestrzeń mojego rodzinnego kościoła z zupełnie innej perspektywy w tym kontekście odbierałem słowo czytane dziś z księgi proroka Micheasza „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie” – przypomniało mi bowiem ów czas.sluby

Nie często piszę o powołaniu zakonnym jako takim, bo myślę, że łatwo tu wpaść w formę pewnego duchowego narcyzmu. Niech życie mówi samo za siebie. Często chyba też mało do niego dorastamy – ale Pan Bóg daje to zrozumieć chyba po to aby uświadomić, że z Niego ma być owa moc a nie z nas. Pomimo naszej grzeszności, ucieczek, kompromisów – On wciąż z nas nie rezygnuje – wyznaczając szczególne miejsce w planie zbawienia.

(928)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *